Mój największy błąd rodzicielstwa nauczył mnie o macierzyństwie
Gdy stałem się matką, wiedziałem, że moje dni będą pełne zarówno dobra, jak i zła. W końcu uczucia, które odczuwałem, gdy mój syn wkroczył na ten świat, były zestawione i przytłaczające: byłem szczęśliwy i przerażony, nerwowy i podekscytowany, podniecony, a nawet trochę smutny. Wiedziałem, że macierzyństwo będzie kompilacją dni, w których czułem się mocny i produktywny, i dni, które sprawiały, że czułam się nieskuteczna i słaba z powodu błędów, które nieuchronnie spowodowałbym. I, oczywiście, podczas jednego z moich najgorszych dni, kiedy popełniłem największy błąd w wychowaniu, nauczyłem mnie, że to nie był mój ostatni.
Ten dzień zaczął się jak każdy inny normalny dzień, wypełniony pieluszkami i drzemkami, spotkaniami i zadaniami, domowymi posiłkami i niekończącymi się e-mailami oraz ciągłą pętlą odcinków Sezamkowej Ulicy . Mój syn natychmiast obudził mnie o szóstej rano, nigdy nie odstępując od harmonogramu snu, cechę, którą czasami jestem wdzięczny, a czasem obrażony. Skończyłem swoją pierwszą konferencję dnia przygotowując śniadanie mojego syna: kiełbaski, jajka i pomidory. Właśnie skończył 1 rok i teraz potrzebował wysokiego krzesełka, ilekroć nadszedł czas, by zjeść posiłek. Nasze mieszkanie jest małe, nawet jeśli chodzi o standardy Seattle, więc zamiast pełnowymiarowego krzesełka, mój partner i ja kupiliśmy mini, taki, który można przymocować do krzesła lub, w moim przypadku, ustawić na blacie. Mógłbym go nakarmić, nie pochylając się ani nie siadając na kolanach, i bez względu na wszystko, byłby na moim poziomie wzroku. Mógłbym wykonywać wiele zadań, a on sam mógł badać otoczenie jak król tego minizboga.
Tego dnia byłem w wyznaczonym terminie i dlatego bardzo chciałem umieścić mojego syna na krześle przy naszym kontuarze, abym mógł wrócić do pisania, gdy zjadał śniadanie. Zwróciłem go w moją stronę, usiadłem na kanapie w salonie naprzeciw niego i zacząłem, kiedy jadł i rozmawiałem z jego bełkotem, a od czasu do czasu rzuciłem jajko na naszą kuchenną podłogę. Czułem się tak pewny siebie i produktywny, jak każdy inny dzień, prawie więcej, co może znacznie utrudniło całe doświadczenie. Myślałem, że robię wszystko dobrze, ale nie byłem.
Zanim się zorientowałem, pchnął się - wciąż przywiązany do swojego mini-krzesła - z naszego kontuaru i na podłogę z głośnym trzaskiem, który zatrzymał moje serce.
Nie zauważyłem, że w ciągu ostatnich kilku tygodni urósł wystarczająco, by jego stopy mogły z łatwością dosięgnąć kontuaru. Stawiał się coraz bardziej niecierpliwy i błagałem go, by poczekał jeszcze minutę, a ja dokończyłem myśl, ale zanim się zorientowałem, pchnął się - wciąż przywiązany do swojego mini-krzesła - z naszego kontuaru i na podłogę z głośnym trzaskiem, który zatrzymał moje serce.
Nagle wszystko wydarzyło się w zwolnionym tempie. Moje ruchy były szybkie, ale powietrze było jak smoła, ciężkie, grube i niemożliwe do przejścia. Mój syn, od razu w kontakcie, zaczął krzyczeć i płakać, a ja nie mogłem wiedzieć, czy to dlatego, że był przerażony, czy został poważnie ranny. Ale krzyki, które wyszły z jego ust były takie, jakich nigdy wcześniej nie słyszałem. Wykręciłem numer 911, sprawdzając go, cały czas walcząc z matczynym instynktem, aby go podnieść i przytulić. Co jeśli coś się zepsuje? Co jeśli trzymanie go tylko zraniłoby więcej? Ale ponieważ poruszał rękami, nogami i głową, dyspozytor po drugiej stronie dał mi OK, by go zabrać. Oderwałem go od teraz połamanego krzesła i uspokoiłem go, kiedy przyjechała karetka pogotowia i wóz strażacki. Sanitariusze oczyścili go z jakiejkolwiek poważnej, oczywistej traumy, ale zaproponowali wyjazd do szpitala, aby się upewnić. Mój umysł ścigał się z wszystkimi możliwymi, ukrytymi problemami: zakrzepem krwi w jego mózgu, bólem, którego nie może wyrazić ani zrozumieć, złamaną kość, która jest mała, ale istotna. Zaniosłem go na tył karetki i pozwoliłem dwóm nieznajomym przypiąć mojego syna do wózka. Walczyłem ze łzami i wymiotami.
Spojrzał na mnie i poczułem, że się łamie. Aż do tego momentu trzymałam go stosunkowo blisko siebie. Nie chciałem płakać, wpadać w panikę, ani dawać mojemu synowi dodatkowych powodów, by się martwić, ale teraz, gdy był tam mój partner rodzicielski, moje krawędzie rozkładały się w tempie, którego nie mogłem powstrzymać. Co ja zrobiłem?
To zbyt drogie przejazd karetką z naszego małego apartamentu do szpitala dziecięcego w Seattle było jedną z najdłuższych przejażdżek mojego życia. Usiadłem obok mojego syna, wyciągniętego tak daleko, jak pozwoliłby mu obowiązkowy pas bezpieczeństwa, pozwalając mu oprzeć się na moich ramionach. W tym momencie przestał płakać, śmiał się i uśmiechał, ciesząc się jazdą i dodatkową uwagą. Ale w połowie podróży mój syn zwymiotował. Czy to była trauma tego, co się stało? Coś nie grało w środku? To, co jeśli tylko zwiększyło mój niepokój i wyniszczające poczucie nieadekwatności. Zawiodłem go. Byłem zaniedbany. Nie zwracałem na siebie uwagi wystarczająco uważnie. Byłem złą mamą.
W szpitalu byliśmy traktowani przez uśmiechnięte twarze i przyciszone tony, ponieważ lekarze i pielęgniarki oceniali jego ważne cechy życiowe i historię tego, co się stało. Wyglądało na to, że mój syn czuje się dobrze, ale personel chciał go zatrzymać na kilka godzin, żeby go obserwować, na wypadek gdyby coś się zmieniło.
Kiedy mój partner przybył, poszedł do naszego pokoju, przytulił się i trzymał naszego syna, a następnie zwrócił się do mnie, by zapytać, czy jestem w porządku. Spojrzał na mnie i poczułem, że się łamie. Aż do tego momentu trzymałam go stosunkowo blisko siebie. Nie chciałem płakać, wpadać w panikę, ani dawać mojemu synowi dodatkowych powodów, by się martwić, ale teraz, gdy był tam mój partner rodzicielski, moje krawędzie rozkładały się w tempie, którego nie mogłem powstrzymać. Co ja zrobiłem? Wyjąłem się z pokoju i wyszedłem na zewnątrz, żeby się załamać tuż przed zespołem pielęgniarek i lekarzy.
Powiedziała mi, że nie był to ostatni raz, kiedy tak się czułem. Że, nawet jako lekarz, była na izbie przyjęć z powodu swoich synów niezliczoną ilość razy. Zapewniła mnie, że te poczucie bezradności, porażki i porażki są normalne i powszechne, a nie tylko rodzicem, ale dobrym rodzicem.
Poza pokojem mojego syna jeden z lekarzy powiedział coś, czego nigdy nie zapomnę. Zapytała, czy jestem w porządku i powiedziałem jej, co się stało. Okazało się, że była lekarzem prowadzącym i matką trzech chłopców. Jej oczy były pełne mądrości, zrozumienia, sympatii i wsparcia. Czułem, że ją znam, mimo że wyraźnie tego nie wiedziałem. Powiedziała mi, że nie był to ostatni raz, kiedy tak się czułem. Że, nawet jako lekarz, była na izbie przyjęć z powodu swoich synów niezliczoną ilość razy. Zapewniła mnie, że te poczucie bezradności, porażki i porażki są normalne i powszechne, a nie tylko rodzicem, ale dobrym rodzicem. Powiedziała,
Dbasz. Czujesz się tak, ponieważ jesteś dobrą matką.
Od tego czasu było wiele innych dni, w których czułem, że zawiodłem jako rodzic, chociaż żaden nie był tak dramatyczny ani przerażający, albo, jak się okazało, drogi, jak dzień, w którym mój syn spadł z krzesła. Miałem dni, w których czułem, że mój syn zasługuje na coś lepszego; ktoś, kto nie popełnia błędów, które robię; ktoś, kto zapewnia więcej niż ja. Ale w środku tych dni, kiedy jestem u moich najniższych, pamiętam słowa doktora. Czuję się tak, ponieważ mnie to obchodzi. Czuję się tak, ponieważ jestem człowiekiem. Czuję się tak, ponieważ jestem dobrą matką. Powtarzam to raz po raz, aż w to wierzę, a potem wracam do robienia tego, co najlepsze, dla mojego syna.