Mieliśmy dziecko, by uratować nasze małżeństwo i oto, co się stało
Kiedy zwróciłem się do mojego męża po pięciu latach małżeństwa i 11 latach razem i powiedziałem, że jestem gotowy mieć dziecko - lub dokładniej, że byłem gotowy, aby zacząć próbować - miałem ukryty motyw: robiłem to, bo chciałem aby uratować moje małżeństwo. Przyznanie tego na głos (uh, pisanie tego?) Jest prawdą, której z łatwością unikałem przez ponad 37 miesięcy, a mianowicie dlatego, że nie chciałem przyznać, że urodziło mi się dziecko, aby uratować moje małżeństwo. Urodzenie mojej córki nigdy nie było błędem i nie chcę, aby kiedykolwiek myślała, że to ona, ale była wynikiem dziwnej i głupiej decyzji w tym czasie. Powiedzenie mojemu mężowi, że pragnę dziecka, było dla mnie jedyną rzeczą, jaką mogłem zrobić, aby nas uratować, i chociaż to sugerowałem, nie wiedziałem, czy to zadziała.
Mój mąż i ja mamy długą historię. Spotkaliśmy się w siódmej klasie, zaczęliśmy umawiać się na randki w czasie naszego ostatniego roku w szkole średniej i wkrótce przestawiliśmy się z ukochanych rąk na parę z prawdziwej miłości. Mieszkaliśmy razem, gdy mieliśmy 19 lat, zaręczyliśmy się w wieku 21 lat, pobraliśmy się przez 23 lata. I pozostaliśmy tam - małżeństwem, bez dzieci - przez wiele lat iz wielu powodów: nasze miejsca pracy, nasz styl życia, nasz brak domu z trzema sypialniami i dwoma łazienkami (z garażem na dwa samochody, dużym podwórkiem i białym płotkiem - ach, marzenie!). Ale głównym powodem, dla którego zostaliśmy bezdzietni, było to, że nie byliśmy naprawdę gotowi na to, co było dalej.
Kiedy to piszę, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że robię krzywdę mojej córce. Może jestem. Ale nie było nic bardziej sprawiedliwego niż przybycie mojej córki. Gdy tylko umieścili ją w moich ramionach, wiedziałem, że to najmądrzejsza decyzja, jaką kiedykolwiek podjąłem. W morzu krzywdzących swoich rodziców była taka, taka w porządku. To był najlepszy błąd, jaki kiedykolwiek popełniliśmy.
Miałem po prostu złe powody, by to zrobić.
W ciągu naszej 11-letniej historii oboje zmieniliśmy się z partnerem. Z biegiem lat stałem się zamyślony, zły i samotny. Zmagałem się z pracą, ze szkołą, z coraz trudniejszym pytaniem: kim chcesz być, kiedy dorośniesz? Walczyłem z dysmorfią ciała i nieleczoną i niezarządzaną chorobą psychiczną. Moje niegdyś urocze poczucie humoru mojego męża zmieniło się w złośliwe, osądzające i złośliwe. Walczył ze swoim gniewem. Walczył z alkoholem. Przez chwilę oboje to robiliśmy. Alkohol stał się sposobem, w jaki się samemu leczyłem i stał się dla niego uzależnieniem.
Im bardziej walczyliśmy indywidualnie, tym bardziej oddalaliśmy się od siebie. Im bardziej był wściekły, tym bardziej się wycofywałem i przygnębiony. Nie trwało długo, zanim zmieniliśmy się w nic więcej niż dwóch zepsutych nieznajomych mieszkających w tym samym domu. Byliśmy dwojgiem rozbitych nieznajomych, którzy na próżno usiłowali znaleźć sposób, aby stworzyć siebie - i nasze małżeństwo - w całości. Przyjęliśmy śluby i każdego dnia staraliśmy się znaleźć sens.
Ale kiedy pojawiła się szansa na nowe zatrudnienie w nowym stanie, spakowaliśmy się i poruszyliśmy w jednej chwili. Takie działania zmusiły nas do powrotu, ponieważ mieliśmy tylko siebie nawzajem. Zmuszono nas do zmierzenia się z tym, co nas rozpadło.
Po przeprowadzce, miałem 28 lat, byłem bezrobotny, a błądzenie po nowym mieście napełniło nowo odkrytą nadzieję. Chciałem uwierzyć, że możemy uratować to, co się złamało, po prostu nie wiedziałem jak. Jako osoby, ruch pomógł nam znaleźć indywidualne szczęście. Jestem przelotny w sercu i ugryziony przez moją wandalizmu. Nowe miasto dało mi czas i przestrzeń do oddychania, a także nowy świat do odkrycia. Z drugiej strony mój mąż był z dala od miejscowych nawiedzeń i niezbyt pozytywnych wpływów. To wtedy zacząłem myśleć o dziecku. Zakładałem, że ciąża oznaczałaby, że jego picie się polepszy, umocniłem się psychicznie, a na dodatek miałem czas na opiekę nad dzieckiem.
Czułem, że to był nasz czas. To było wtedy, gdy sytuacja się poprawiła. Będziemy lepsi, jeśli tylko - jeśli tylko będziemy skończeni. Dziecko sprawiłoby, że nasz dom stałby się domem. I tak zaczęliśmy próbować, oczekując, że proces trochę potrwa, jak może sześć miesięcy, a może rok. Ale zajęło to tylko sześć tygodni. I zanim się zorientowaliśmy, byłam w ciąży. Zanim się zorientowaliśmy, urodziło się dziecko.
Co szokujące, nasze dziecko nas nie naprawiło. Tak, rzeczy się poprawiły ... na trochę. Podczas mojej ciąży mój mąż i ja rozpaliliśmy uczucia, które straciliśmy dla siebie nawzajem i naszego związku wiele lat temu. Spojrzał na mnie z miłym spojrzeniem, a nie na gorzką, urażoną osobę, którą poznałem. Poszliśmy na randki. Spędziliśmy razem czas. Ale mimo, że byliśmy lepsi, byliśmy dalecy od OK.
Po urodzeniu dziecka wróciłem do kąta - niemowlę na piersi i łzy płynące z moich oczu - a on do drugiego. Wrócił do butelki i moja depresja zmieniła się w paraliżujący depresję poporodową. Wymknąłem się spod kontroli.
Wiem, że dzieci nie mogą naprawić swoich rodziców. Wiem, że dzieci nie są przedmiotami, zwierzętami ani przedmiotami, które kupujesz, aby spróbować wypełnić dziurę w sercu. Wiem, że dla większości ludzi dzieci uzupełniają małżeństwo. Oni tego nie robią. Wiem o tym i wiem o tym teraz, ale wciąż miałem nadzieję, że nie będziemy mieli nadziei, że będziemy inni. Że mieliśmy szansę.
Nasze problemy trwały również w naszym pierwszym roku jako rodzice. Nie mogliśmy pozbyć się pęknięć, które mogłyby nam zagrozić. Walczyliśmy nieustannie, jako nieszczęśliwi z samego siebie, tak jak byliśmy w naszym partnerstwie.
Dzień po urodzinach naszej córki - data, na którą od dawna miałbym nadzieję, była dla nas także świętem, nie tylko jako rodzice, ale także jako "ocalali" - położyłem obrączkę na stole obok jego łóżka i Powiedziałem mu, co tak długo przeraziłem, mówiąc:
Nie mogłem tego dłużej robić.
W końcu się złamaliśmy. W końcu roztrzaskany. Dziecko nie mogło nas uratować. Nawet my nie moglibyśmy nas uratować.
Kiedy przygotowywałam się do odejścia, spłynęły wyrzuty z jego ust: on też nie chciał tego robić. Nie chciał nas stracić. Miał uzyskać pomoc, prawdziwą pomoc, a my od tamtej pory będziemy pracować.
To było rok temu. Od tego czasu naprawiliśmy. Był szczery, nawet gdy bolało. Zdobyłeś potrzebną pomoc. Obdarzając się nawzajem wsparciem, którego tak długo odmawialiśmy. Walczyliśmy jak diabli, aby zostać razem i każdego dnia walczymy trochę więcej.
Zrozumiałem, że moja córka nie jest powodem, dla którego dzisiaj pracuję z moim mężem (chociaż kłamałabym, gdybym powiedziała, że nie jest motywatorem). Pracujemy, bo otrzymaliśmy pomoc. Szukałem pomocy dla mojej depresji, własnego gniewu i mojej walki z poczuciem własnej wartości. Mój mąż szukał pomocy w uzależnieniu. (Ma roczny trzeźwość i liczy.) Otrzymanie pomocy dało nam możliwość spotkania się w dwóch pełnych ludziach. Byliśmy uzbrojeni w narzędzia i słowa i zwroty, których potrzebowaliśmy, aby pomóc nam przetrwać ciężkie czasy i jeszcze trudniejsze czasy. Nasza córka nie uratowała dokładnie naszego małżeństwa, ale pomogła uratować jej rodziców. I wszystko jej zawdzięczamy.