Prawdziwe powody, dla których nie biorę urlopu macierzyńskiego
Nigdy nie czułem się bardzo mocno związany z urlopem rodzicielskim. Sądzę jednak, że rodzice powinni mieć możliwość spędzenia z rodziną jak najwięcej czasu wolnego, zwłaszcza jeśli znajdują się w bardzo wymagających zawodach i nie sądzę, aby rodzice musieli wybierać, które z nich stawiają wyżej słup totem: praca lub dziecko. To powiedziawszy, wiem, że kiedy pojawi się moje trzecie dziecko, nie będę brała urlopu macierzyńskiego. Ponieważ pracuję dla siebie, mam swobodę ustalania własnych godzin. Mogę pracować zawsze i wszędzie, gdzie chcę. Moja decyzja, by nie wziąć urlopu, wynika z czegoś bardziej stanowczego niż mój status samozatrudnienia. Po urodzinach moich dwóch starszych dzieci spędziłem wiele lat w domu, będąc po prostu mamą, że dla mnie praca zawsze miała ochotę uciec. To także oświetliło moje elementy tożsamości, których nie mogłem znaleźć w mojej roli jako tylko mama. Moja praca zawsze dawała mi cel.
Kiedy pięć lat temu miałam swoje pierwsze dwójki dzieci, byłam mamą w domu. W rzeczywistości urlop macierzyński nie był nawet czymś, o czym kiedykolwiek myślałem. Mieszkaliśmy w Kalifornii w tym czasie, a mój mąż miał około sześciu tygodni urlopu. Po narodzinach naszej starszej córki, czekaliśmy na Święta Bożego Narodzenia, aby mógł odejść, więc mogliśmy zabrać nowe dziecko do rodziny, nie odczuwając presji, by się spieszyć. Dwa lata później, po narodzinach naszego syna, mój mąż wystartował zaledwie dwa tygodnie, a resztę zapisaliśmy na różne wycieczki przez cały rok. To miało dla nas sens, ponieważ nie potrzebowaliśmy masę urlopu, żeby spędzić razem czas. Jego pierwsza praca pozwalała mu co drugi piątek i spędzaliśmy każdą godzinę razem poza jego pracą. Podjął także drugą pracę po narodzinach naszego syna, która była zaledwie dwie minuty od naszego domu. Był w domu przez większość dni w porze lunchu, a nasze weekendy spędzaliśmy głównie w łóżku. W tamtym czasie nie czułem się duszno, albo jakbym się uspokoił. Przez większość czasu czułem się jak sen; miałem szczęście, że żyłem w prawdziwym życiu.
Moja praca pozwala mi zapewnić rodzinę, ale rzeczywistość jest taka, że nie mam finansowego zabezpieczenia, by pozwolić sobie na jakiekolwiek wakacje.
Pracuję jako wolny strzelec, by żyć jako pisarz i fotograf, co oznacza, że w każdej chwili mogę pracować. Piszę stale i prowadzę małą firmę fotograficzną na boku. Jestem całkiem niedawno rozwiedziony, ale przywiązany do partnera, który planuję mieć i budować życie razem z jakimś w przyszłości. Pracuję codziennie - właściwie nie ma dnia, kiedy nie pracuję. W niektóre dni zaczynam pracę później, a kiedy indziej, pracuję nad szkolnymi upuszczeniami i pick-upami. Czasami muszę być na strzelnicy bojowej. Biorąc pod uwagę mój styl życia w tej chwili, nie wyobrażam sobie, by spędzał czas, aby zająć się dzieckiem. Moja praca pozwala mi zapewnić rodzinę, ale rzeczywistość jest taka, że nie mam finansowego zabezpieczenia, by pozwolić sobie na jakiekolwiek wakacje.
Jako ktoś, kto nie chce żyć, wydaje mi się, że daje mi dużo swobody w robieniu rzeczy na własnych warunkach. Dało mi to przestrzeń i zdolność do pracy, jak mi się podoba, do ustalania zasad i wytycznych, zarówno dla mnie, jak i dla moich dzieci. Z racji tego, co robię, moje terminy mogą zostać przesunięte, jeśli zajdzie taka potrzeba, i mogę spotkać się z klientami w normalnych 9-5 godzinach pracy. Mam też szczęście, że jestem w sytuacji, w której mogę zaczekać, aż moje dzieci pójdą spać. Wiem, jakie mam szczęście, że znajduję się w takiej pozycji, ale praca dla siebie nie jest pozbawiona sprawiedliwego udziału w walce. Oznacza to, że zawsze jestem na bieżąco. Zawsze jestem dostępny. Muszę wycisnąć czas na opowiadania lub zdjęcia. Tak, mam szczęście, ale musiałem także krzątać się przy każdej nadarzającej się okazji. Kiedy byłam w ciąży, odniosłam wrażenie, że jedynym sposobem, w jaki będę miał pracę, jest przestrzeganie pięciu dni w tygodniu, 9-5 godzin pracy, ale mimo to wykonałem swoją karierę, pracuję więcej niż 40 godzin tygodniowo, często siedem dni w tygodniu, nadal mogę włączyć do tego moje dzieci. Czasami robi się to kosztem normalnego harmonogramu snu, to nadal jest tego warte dla mnie.
Nie byłem przeznaczony na życie w domu z dziećmi. Wiedziałem, że potrzebuję więcej. Wiedziałem, że chcę więcej.
Po urodzeniu córki zmagałem się również z depresją poporodową. Pobycie w domu dzień po dniu, naprawdę tylko wyjeżdżając do celu lub sklepu spożywczego, było czymś, co naprawdę mi się udało. Wtedy, pośród głębokiej depresji, miałem nadzieję i chciałem o wiele więcej niż zostań córką w domu. Ledwo mogłem się ubrać przez większość dni, nie mówiąc już o interakcji z ludźmi. To było czasami samotne życie, a jedyną osobą dorosłą, z którą rozmawiałem przez większość dni, był mój mąż. Wiedziałem wtedy, po narodzinach Rileya, że nie jestem przeznaczony do życia w domu z dziećmi. Wiedziałem, że potrzebuję więcej. Wiedziałem, że chcę więcej.
Uważam, że urlop macierzyński ma sens, jeśli pracujesz 40 godzin tygodniowo, ale nawet wtedy wydaje mi się, że jest on ograniczony do serii tygodni, przeważnie wziętych za jednym razem. Kiedy to się skończy, musisz wrócić do pracy i dostosować się do życia tak, jak było wcześniej. Nie sądzę, że to sprawiedliwe. A po dwójce dzieci wiem, że to nie dla mnie. Wiem, że nie wszyscy mają środki i możliwość pracy dla siebie lub własnego biznesu, ale mam takie szczęście.
Wydaje się, że urlop macierzyński opiera się na idei tego, czego naprawdę chcą wszystkie kobiety, to kilka tygodni wolnego na zbudowanie relacji z dziećmi w domu, a następnie powrót do pracy. Macierzyństwo nie jest uniwersalnym doświadczeniem. Nie chcę brać urlopu macierzyńskiego, ale to tylko ja. Te chwile ucieczki, które miałem po narodzinach mojego syna i mojej córki, przypomniały mi, kim byłem, zanim stałem się matką i kochałem to. Praca również zapewniła mi ujście dla mojej depresji poporodowej. Wiem, że jeśli i kiedy zdecydujemy się przyjąć kolejne dziecko, przekażę urlop macierzyński. I będę z tym absolutnie OK. Różne kobiety chcą i potrzebują różnych rzeczy, a dla mnie to działa.