Mary Oliver nauczyła mnie widzieć cuda w Mundane
Mój najlepszy przyjaciel wysłał mi wiadomość, żebym zapytał, czy słyszałem, jak zmarła Mary Oliver. Głęboko w dzień napadu złego humoru, nie miałem, ale po przeczytaniu wiadomości zacząłem płakać. Moja odpowiedź była z pewnością kombinacją burzy hormonów, które towarzyszą ciąży, ale także prawdziwego smutku, że ten świat stracił tak potężną kobietę, kogoś, kto rozumie i obdarza mnie surowymi emocjami, z którymi codziennie zmagamy się z córką.
Czasami, kiedy jestem w głębi dokładnie tego samego dnia, słowa Olivera odbijają się echem w moim umyśle, nie dość kary, ale nacisku, że się z tego wynurzam. "Słuchaj, oddychasz trochę i nazywasz to życiem?" Czuję przypływ powietrza, powrót do tego momentu.
Mary Oliver była amerykańską poetką, laureatką nagrody Pulitzera i celebryta przyziemnego. Jej proste, ale piekielne wiadomości były zawsze tam, kiedy ich potrzebowałem, schowane w kartach książek na nocnym stoliku, zakotwiczonych przez miskę kamieni w kształcie serca zebranych przez lata przez mojego męża. Jej wiersze są nieskomplikowane; dotyczą one rzek i kwiatów, zmęczenia i nadziei. Są dla wszystkich i są o wszystkim, wypełnione tak małym pretensjonalnością, że od razu czujesz się połączony - z nią, z doświadczeniem, które opisuje.
Moje łzy wydawały się łagodnie przesadzone, a potem, rozmawiając z moim przyjacielem, o tym, jak wydawałoby się to obcemu, czytającemu naszą wymianę, utracie drogiego wspólnego przyjaciela, zdałem sobie sprawę, co mnie tak przeszywająco smutno. "Zawsze sprawiała, że czułem się dobrze w codziennym życiu" - napisałem. Rzeczywiście, zwróciłem się do słów Olivera, gdy życie było bezbarwne, a oni z kolei zapewniali mnie, że nie ma magii, która czeka mnie poza codziennością, ale że codzienność, sama w sobie, była magią.
Tak łatwo jest czuć się tak, jakby cykl posiłków i drzemek i malutkie wybuchy były tylko uciążliwością, że są częścią życia, które chętnie odrzucę, jeśli to możliwe.
Moje życie to codzienność. Nie mam tytułu, harmonogramu, dochodu. Przez większość dni nawet nie wkładam spodni. Obecnie nie pasuję nawet do spodni. Jestem mamą w domu z 16-miesięcznym dzieckiem w drodze. Jesteśmy w środku pozornie niekończącej się, lodowatej szarej pogody i nowej fazy (proszę, niech to będzie faza) od mojego malucha: całkowita i całkowita dewastacja, jeśli coś się dzieje, z wyjątkiem 100% pełnej uwagi i fizycznego kontaktu z Mamą.
W regularnych odstępach czasu wypełniam kwintesencję "oglądania mojej uroczej córki" w mediach społecznościowych. Jest urocza. Robimy wiele uroczych, pielęgnujących, pięknych rzeczy, które warto udokumentować. Ale w chwilach łączących te lśniące chwile, w tym mięsie, jestem też, nudząc się przede wszystkim z mojego umysłu. Często czuję się apatyczny, wolny, przechodzę minuty pomiędzy jednym posiłkiem lub kawałkiem snu aż do następnego. Gubię się w tej bezduszności, zwłaszcza gdy spędzam zbyt wiele czasu w bardzo sensacyjnych, doskonale pod kątem, głęboko redagowanych, starannie dobranych słowach mediów społecznościowych. Jestem pełnym i chętnym uczestnikiem, ale w tej przestrzeni tak łatwo czuć, że cykl posiłków i drzemek i malutkie wybuchy są tylko uciążliwością, że są częścią życia, którą chętnie odrzucę, jeśli to możliwe.
W jednej chwili, jeden wiersz mojej dziewczyny, Mary, tak łatwy do odczytania, przekonuje mnie, że brakuje mi sensu. Te chwile rytuału, wspólnoty i surowych emocji nie są odpadami, ale raczej są życiem samym w sobie. Mają być cenne. Pisze w "The Messenger":
Moja praca polega na kochaniu świata ...
Czy moje buty są stare? Czy mój płaszcz jest rozdarty?
Czy nie jestem już młody i nadal nie jestem w połowie doskonały? Pozwól mi
skup się na tym, co ważne,
to jest moja praca,
który w większości stoi w miejscu i uczy się być
zdziwiony.
Foebe, delphinium.
Owce na pastwisku i pastwisku.
Co jest radością, ponieważ wszystkie składniki są tutaj,
co jest wdzięcznością za ducha i serce
i te ubrania na ciało,
usta, które dają okrzyki radości
Słowo "praca" jest tak zaskakujące w tym utworze. Tak szybko twierdzę, że nie pracuję; Nie mam pracy. W pełni zdaję sobie sprawę z intensywności i znaczenia bycia matką, a jednak nie mogę w pełni uznać tego za swój cel. Wydaje się to niewystarczające. Jednak tutaj Mary Oliver odważnie twierdzi, że jej praca jest kochająca, stojąca w miejscu, zdumiona. Czytając siłę, z którą ona tak twierdzi, jestem przekonany. Jestem przekonana, że jej praca, pochłaniająca praca z obserwacji i celebracji, jest najważniejszą pracą na świecie. Nie to robi między robieniem.
Choć nigdy nie jestem matką, nie mogę nie uwierzyć, że Mary Oliver była poetą matki. Rozkoszowała się otaczającym ją światem, nie pomijając wad, zapachów, bólów, faktur życia, ale celebrując, jak połączone i jak realne te rzeczy tworzą ten świat. Jako dorośli często tracimy zdolność widzenia, otwieramy się na cud quidien; robi się zgarbiony w męczarniach i wyczerpaniu, ale jako rodzic pojawia się okazja, by ożywić ten cud, zarówno oczami naszych dzieci, jak i przymusowym zwalnianiem życia z nimi. Wszystko zajmuje czas: droga do samochodu jest czasami strasznie długa; posiłki są odtwarzane i eksplorowane przy każdym odczuciu; Najdrobniejsze ślady na podłodze w kuchni są przedmiotem podziwu. Co by było, gdybyśmy też zanurzyli się w tych chwilach zamiast spieszyć się z nimi? Mamy szansę nie tylko obudzić się w tym cudu, ale delikatnie pokazać to tym małym ludziom, których kochamy najbardziej.
W "Upstream" pisze:
Naucz dzieci. Nie ma to większego znaczenia, ale dzieci to robią. Pokaż im stokrotki i bladą helaticę. Ucz je smaku sasafras i wintergreen. Życie niebieskich żeglarzy, malwy, sunburstów, mokasynów. A te rozbrykane - tusz, ćwiartki jagniąt, jagody. A aromatyczne - rozmaryn, oregano. Daj im miętę, aby wkładała im kieszenie, gdy idą do szkoły. Daj im pola i lasy oraz możliwość uratowania świata od władców zysku. Stańcie w strumieniu, kierujcie ich w górę, radujcie się, gdy uczą się kochać tę zieloną przestrzeń, w której żyją, jej patyki i liście, a następnie ciche, piękne kwiaty.
Uwaga jest początkiem oddania.
I mogę to poczuć! Czuję, że pragnę dać córce dotykowy, pachnący, żywy świat, uziemiony przez brud, pory roku, życie i śmierć. Czuję ducha mojej własnej pamięci doświadczania świata w taki sposób, ducha odkrywania, na długo przed historiami z Instagrama lub Facebooka. Czuję, jak czuję się spokojna, nawet gdy coś nie idzie idealnie, kiedy wyczuwam swoje "miejsce w rodzinie rzeczy", jak mówi w jednym z jej najsłynniejszych wierszy, "Dzikie gęsi". Jest to cykl stawania się wraz z moją córką, odkrywaniem, czasem wypełnionym rosnącymi bólami. Czytam te słowa i pamiętam, że maluchy płaczą, próbując zrozumieć świat, który zalewa je informacjami i oczekiwaniami, kiedy ledwo mogą się porozumieć.
Czytam te słowa i pamiętam, że nie muszę robić nic więcej, niż brać córkę do zabawy na trawie, leżeć w moich ramionach, jeść razem, płakać razem, rozkoszować się; Nie muszę być idealna, być mamą na Pinterest, żeby wszystko załatwić. Czytam słowa i czuję, że to wszystko, co istnieje: jest ziemia, i są rośliny i ciała, i sposób, w jaki poruszają się one po tej ziemi, i to wszystko jest wszystkim. Moje czekanie na coś innego, z biegiem czasu, nie jest nawet prawdziwe.
Płakałem za Mary Oliver, ponieważ sprawiała, że czułem, że moje pozornie bardzo przyziemne życie jest najbardziej dojrzałe. I poczułem ogromną stratę, że ta czysta cząstka światła opuszcza ten świat.
Chyba teraz, to jest mój czas. To mój czas, aby wziąć lekcje, które tak z wdzięcznością zapisała mi dla nas wszystkich, na stronach mojego nocnego stolika. Dzisiaj, na jej cześć, odłożę telefon, pominę dziwne połączenie zawsze pędzącego i czekającego, i, jak mówi Oliver, tak wyraźnie, tak prosto, posłucham jej "Instrukcje na życie / Zwróć uwagę / Zdziw się / Powiedz o tym. "
Dzisiaj skupię się na tych maleńkich żelkach paluszków niemowlęcych i zapachu delikatnie wysuszonej zimowej skóry mojej córki po kąpieli i powolnych tańcach przed drzemkami, a także sposób, w jaki jej twarz dosłownie wybucha światłem, gdy widzi mnie po raz pierwszy w ranek.
Dziękuję, Mary Oliver, za okazanie mi, że moje codzienne życie jest najcenniejsze. Byłeś prezentem. Dziękuję za przypomnienie mi, że moje życie też.