Miałem depresję poporodową i mówiłem o niej Zmieniłem wszystko
Nie pamiętam, jak i dlaczego, ani kiedy dokładnie to zrozumiałem, ale wiedziałem, że miałem depresję poporodową, gdy moja córka miała zaledwie 6 tygodni. Potajemnie, myślę, że wiedziałem wcześniej - płakałem prawie co minutę każdego dnia i byłem zły, tak wściekły 'zły - ale to nie było, dopóki mój mąż nie wrócił do pracy i nie kończący się strumień odwiedzających zatrzymał się, o czym wiedziałem na pewno. To było aż do chaotycznego "okresu nowej matki: zakończyło się i byłem sam, zupełnie sam, że widziałem w sobie symptomy depresji poporodowej.
Zaczęło się od małych rzeczy: płakałem, ponieważ nie mogłem jeść posiłku bez potrzeby zmiany, spania lub karmienia mojej córki. Płakałam, bo kawa zmroziła mi się lub kot zwymiotował. Płakałem, bo moja córka płakała, bo płakałam. Wkrótce przestałem liczyć ile razy płakałem dziennie i zamiast tego policzyłem ile minut zrobiłem to bez wybuchania łzami. (60 minut, nigdy nie mogłem zrobić więcej niż 60 minut.) Zostałem pochłonięty przez ciemność, pochłonięty przez izolację i połknięty, całkowicie połknięty, przez rozpacz. Byłem pewien, że pomyliłem się z nią. Byłem pewien, że popełniłem błąd. Nie miałem być matką, rozumowałem i nie mogłem być dobrą mamą, taką matką, na jaką zasłużyła moja córka.
Mój mąż nie wiedział, jak pomóc. Ale próbował; tak bardzo się starał. Zabrałby córkę ode mnie, gdy tylko wróci do domu, by dać mi spokój, a on ją przytrzyma, przytuli i da jej całą miłość, której nie chciałbym, miłości, której nie mogłem (przynajmniej nie następnie). Każdego wieczoru kąpał ją i zmieniał pieluchy, kiedy tylko miał okazję.
Zrobiłby wszystko, co mógł, bo wiedział, że się załamuję, on to widział. Nie wiedział, co to jest ani jak głęboko ciemność przebiegła, ale wiedział, że nie jestem szczęśliwą nową mamą, którą chciałem być po narodzinach naszej córki. Nie byłam partnerem, jakim byłam, a byłam tylko skorupą - zarysowaniem kobiety, którą kiedyś byłam.
Ale przez wiele miesięcy zajmowałem się depresją poporodową: nie radziłem sobie z nią. Uniknąłem tego. Zaprzeczyłem jej istnieniu. Nie wiedziałem, że są dostępne zasoby dla nowych matek z depresją poporodową. Wzruszyłem ramionami każdą nieprzewidywalną emocję, każde załamanie, każdy wybuch. Zarzuciłem to na stres i zamiast próbować zamknąć dużą, rozległą ranę w klatce piersiowej, starałem się pokryć ją tandetnymi bandaże z aptekami i rozpraszają, jak nowa fryzura, jajka po benedyktyńsku lub - moja ulubiona - mrożona kawa z morelowym scone.
To nigdy nie działało. Oczywiście, odciągnąłem się na chwilę, ale zawsze było to obecne: jamę w brzuchu, ból w ramionach, rozmowę w mojej głowie. Moje życie - moje zepsute, chaotyczne życie - wciąż tam było. Nie mogłem tego uniknąć, nie wiedziałem, jak to naprawić, a po czterech miesiącach zdecydowałem, że nie chcę już tego dłużej żyć.
Zdecydowałem, że nie mogę tego dłużej żyć.
Tego dnia, ten zimny listopadowy dzień, kiedy zdecydowałem się na pigułki, wydawał mi się najlepszym (kiedy zdecydowałem, że pigułki będą tak "robić" to), był dla mnie decydującą chwilą. To był moment, w którym zdałem sobie sprawę, naprawdę zrealizowany, że nie byłem sobą. To był moment, gdy zdałem sobie sprawę, że nie mogę tego zrobić sam. W tym momencie uświadomiłem sobie, że muszę uzyskać pomoc - musiałem sobie z tym poradzić - bo inaczej umrę.
Gdybym nie dostał pomocy, umarłbym.
To nie znaczy, że było łatwo. W rzeczywistości ta chwila, ta pierwsza rozmowa z moim mężem, a później z moim lekarzem, była przerażająca, ponieważ musiałem przyznać, że czułem się porażką. Czułem się jak okropna mama, która nie potrafiła się połączyć. Czułem, że straciłem pełną kontrolę. Ale "radzenie sobie z depresją poporodową" oznaczało przyznanie się, przyznanie się do czegoś złego, przyznanie się do pomocy.
Poszedłem do OB-GYN i opowiedziałem mu wszystko: płacz, gniew, gniew. Powiedziałem mu, że przestałem jeść normalnie i nie spałem regularnie. Jedyne, o czym mu nie powiedziałem, to myśli samobójcze. Nie chciałem, żeby ktoś zabrał moją córkę. Nie chciałem odejść i potajemnie uważałem, że to nadal jest opcja. Gdybym nikomu o nich nie powiedział, nie mogliby mnie wyperswadować; nie mogli próbować odciągnąć mnie od półki.
W ciągu 48 godzin znalazłem się w Wellbutrin, a sześć tygodni później byłem w gabinecie psychiatry - w tym samym szpitalu, w którym się urodziłem - wylewając moje serce i duszę (cóż, ile mogłem w godzinie wyznaczonej przez mojego firma ubezpieczeniowa). Ale to była moja jedyna sesja, ponieważ psychiatrzy są postrzegani jako leki i przestałbym brać mnie na półtorej godziny później, nie dlatego, że byłam lepsza, ale dlatego, że karmiłam piersią. Ponieważ "robiłem lepiej".
Co najgorszego może się wydarzyć ? Myślałem. Cóż, moja depresja wróciła, mocniej, szybciej, gniew, smutniej. Pustka wróciła. Ciemność wróciła. Myśli samobójcze ryczały mi w uszach.
W końcu znalazłem pomoc, gdy moja córka miała prawie 16 miesięcy, około sześć miesięcy po tym, jak zrezygnowałem z karmienia piersią - i związane z nią poczucie winy - i zaledwie kilka dni po tym, jak zapisałem ją do przedszkola w niepełnym wymiarze godzin. Chciałbym powiedzieć, że miałem moment ah-ha, ale prawda jest taka, że pewnego wieczoru miałem kamienną podłogę podczas biegania po ulicach Staten Island, moje myśli samobójcze stały się planem, planem, by dalej biegać, aż uderzę w most lub ruchliwe skrzyżowanie. Plan, aby nigdy nie wrócić do domu. Plan tak jasny i przerażający błagałam mojego męża, aby mnie zobowiązał.
Następnego ranka zacząłem moją drogę do wyzdrowienia. Zadzwoniłem do mojego towarzystwa ubezpieczeniowego, aby zobaczyć, co psycholodzy, psychiatrzy i pracownicy socjalni znajdują się w promieniu pięciu mil od mojego domu. Z listą numerów i tras autobusowych zmapowanych (dzięki Google!), Zawęziłem moje opcje. Zrobiłem kilka połączeń, dowiedziałem się, kto ma dostępność - i wkrótce - i kto ma kobietę w personelu. (Zwykle mnie to nie obchodzi, ale tym razem chciałem kobietę, potrzebowałem kobiety.) Tydzień później byłem już w drodze na moje pierwsze spotkanie.
Oto jedna rzecz: nie chciałem iść, a jeśli jestem szczery, prawie wyskoczyłem. Prawie wysiadłem z autobusu dwie mile za wcześnie. Uznałem, że zatrzymuję się w autobusie trzy mile za późno, ale nie zrobiłem tego. Wysiadłem z autobusu na prawym przystanku i czekałem - drżący wrak - w recepcji. Poszedłem. I podczas gdy ja ironicznie nie płakałem, byłem szczery. Puściłem wszelkie pozory i założenia tego, co myślałby mój terapeuta, i oczyściłem każdy brzydki szczegół z mojego życia. Przez cały czas słuchała. Była ciepła, empatyczna i wyrozumiała. Nie wzdrygnęła się, kiedy powiedziałem jej o myślach samobójczych. Nie sprawiła, że poczułem się zły lub szalony. Zamiast tego sprawiła, że poczułem się słyszany. I kiedy byłam jeszcze załamana, kiedy 90 minut później wyszłam ze swojego biura, poczułam ulgę. Ktoś wiedział. Ktoś mnie usłyszał. Ktoś mnie widział. Miałem się dobrze.
Dzięki terapii i wprowadzeniu Sam-e, naturalnego dodatku nastrój, zacząłem czuć się lepiej, ale dopiero wiosną 2015 roku (prawie dwa lata po jej urodzeniu) zacząłem czuć się sobą.
Moje doświadczenie było takie: moje doświadczenie. To, co zadziałało, może nie zadziałać dla nikogo innego, ale rozmowa na ten temat pomaga. Więc mów. Porozmawiaj z rodziną, ze znajomymi, ze współpracownikami, lekarzem, z każdym, kto go posłucha. Nie musisz się martwić tłumaczeniem "dobrze" lub "brzmi głupio". Nie musisz wiedzieć, czego potrzebujesz, a nawet jak to naprawić; wystarczy powiedzieć coś, ponieważ najniebezpieczniejszą rzeczą, jaką możesz zrobić, jest cierpieć w ciszy. Najbardziej niebezpieczną rzeczą, jaką możesz zrobić, jest walka sama.