To jest to, co ktoś mi powiedział po tym, jak wysłałem zdjęcie mojego syna na kolanach Świętego Mikołaja
Nigdy nie byłem wielkim fanem sezonu wakacyjnego. Ale ponieważ mam syna, moja mała trzyosobowa rodzina znalazła nowe sposoby na czerpanie radości i na nowo definiowanie świąt Bożego Narodzenia. Dla nas oznacza to zabranie dzieciaka na kolana Świętego Mikołaja po obrazy. Moje dziecko pomogło zmienić moje uczucia w święta, a nowe tradycje, które zaczęliśmy (i lubiliśmy) jako stosunkowo młoda rodzina sprawiły, że święto warte świętowania.
W zeszłym roku nasz 4-miesięczny syn zrobił sobie zdjęcie z Mikołajem i było to stosunkowo bezbolesne. Wygląda na bardziej zakłopotanego niż zdenerwowany, a kiedy zaczął płakać wkrótce po tym, jak fotograf zrobił zdjęcie, podbiegłem do niego, zapłaciłem za zdjęcia i ruszyliśmy w drogę. Przekazaliśmy je dziadkom, pradziadkom, przyjaciołom i krewnym, i nie tylko wszyscy je kochali, ale też byli wdzięczni za ich posiadanie. Ponieważ jesteśmy tak daleko od, no cóż, wszyscy (mieszkamy w Seattle, pochodzę z Alaski, a mój partner pochodzi z Wisconsin), nasza rodzina nie widuje często naszego syna. A więc zdjęcia takie jak to, w jaki sposób sprawiamy, że wszyscy są częścią jego historii. I wszyscy docenili kawałek pamięci, której nie mieli okazji być częścią.
Wiedzieliśmy, że w tym roku część ich prezentów będzie obejmowała kolejną rundę zdjęć Mikołaja.
Staliśmy w kolejce przez ponad godzinę, co było nie do pomyślenia, żeby zapytać dorosłego, nie mówiąc już o malucha. Kiedy przyszła nasza kolej, posadziliśmy naszego syna na Mikołaju i po kilku sekundach ujrzenia tej samej zakłopotanej twarzy, którą widzieliśmy w poprzednim roku, zaczął płakać. Podobnie jak w ubiegłym roku, wpadłem do środka, podniosłem go i powiedziałem, że skończyliśmy. Fotograf był w stanie zrobić zdjęcie naszego syna, który, nawiasem mówiąc, nie był zachwycony, że tam jest. Zapytała, czy chcemy spróbować jeszcze raz, ale odpowiedziałem, że nie. Teary-eyed obraz zdecydowanie nie był celem, ale musiałby zrobić.
Napisałem zdjęcie na Facebooku (duh), porównując je ze zeszłorocznymi, pokazując porównanie z boku. Okazało się, że to był duży błąd.
Niedługo potem przyjaciel znajomego opublikował aktualizację statusu, która mówi o tym, jak "obrzydliwe" było to, że rodzice sprawili, że ich dzieci siedziały na kolanach nieznajomego, śmieją się z nich, gdy płaczą, i zasadniczo utrwalają kulturę gwałtu, zabierając prawo dziecka do czucia się bezpiecznie i zaufania swoim rodzicom. Aktualizacja zakończyła się "przepraszam, nie przepraszam". Chociaż nie został bezpośrednio opublikowany dla mnie, aby zobaczyć, a nawet otagowane moim imieniem, to nadal kłuło. Nie znamy się dobrze. Nie rozmawiamy, nie spędzamy wolnego czasu i rzadko się spotykamy, czasami na przyjęciach przyjaciół, innych na spotkaniach towarzyskich.
Na pewno nie znamy się wystarczająco dobrze, aby oceniać nawzajem swoje wybory lub nasze style rodzicielskie. Jej komentarz - czy skierowany na mnie, czy nie - przerwał mi kolana. I zamiast pozwolić, aby komentarz rzucił moje ramiona, zgniotłem. Płakałem. Przeczytałem komentarze, które zawierały komentarz od naszego wspólnego przyjaciela, który twierdził, że "nigdy czegoś takiego nie zrobi" ze względu na to, jak "może to być bolesne dla małych dzieci". Cytowała "obce niebezpieczeństwo" (które, dla przypomnienia, jest całkowicie rozsądnym i uzasadnionym strachem). Usiadłem na swoim miejscu, oszołomiony, niezdolny odwrócić wzroku.
Jesteśmy na zupełnie nowej scenie dla dzieci, ale wciąż jestem całkiem nową mamą. Nigdy tego nie robiłem. Jestem przekonany, że wybory dokonuję jako jego mama, ale skąd mam wiedzieć, czy zawsze robię te właściwe? Podobnie jak mój syn, nadal uczę się, co jest dobre, a co złe. Cały czas się zastanawiam. Niosę na ramionach tę ogromną odpowiedzialność - wychowywać szacunku, uprzejmego, odpowiedzialnego, obdarzonego, cudownego syna - i wiem, że nie zrobiłem nic złego, umieszczając go na kolanach Świętego Mikołaja na dwie sekundy.
Czułem się zmuszony odpowiedzieć, a kilka pózniej i później, wyraźnie nie byliśmy na tej samej stronie (lub nawet w tej samej książce) - po prostu próbowałem stworzyć fajną tradycję dla mojego syna i naszej rodziny gdy spędzamy wakacje z dala od ludzi, których kochamy najbardziej, a dla niej to nie było takie po prostu podkopywanie praw kobiet.
Robię, co w mojej mocy, aby chronić mojego syna i dokonywać wyborów, które nie będą mu szkodzić. Dbam o niego i dbam o niego. Całuję guzy i siniaki, tulę się i ściskam, zawsze trzymam go mocniej i dłużej niż poprzedniego dnia. Kocham go bezwarunkowo. Szanuję go. I robię co w mojej mocy każdego dnia, aby go dobrze wychować. Moim zdaniem, wypróbowanie Mikołaja było podobne do tego, w jaki sposób wypróbowujemy przyjaciół i rodzinę: jeśli nasz syn płacze, gdy jest w ich ramionach, zabieramy go z powrotem. Kiedy płakał z Mikołajem, zrobiliśmy to samo.
Rodzicielstwo polega na wyborach, a siedzenie na kolanach Świętego Mikołaja było tym, które zrobiłem tego dnia dla mojego syna. Nie zawstydzam innych wyborów kobiet - zwłaszcza jeśli mają dzieci - a przedtem nigdy bym nie odważył się pomyśleć, że ktoś tak mocno będzie się o mnie czuł. Ani razu mój syn nie ucierpiał. Był bezpieczny - byłem mniej niż dwa kroki dalej - i kiedy zdał sobie sprawę, że to coś, czego nie chciał, podniosłem go i to było to. Nie pozwoliłem mu płakać. Nie zostawiłem go. Nie odrzuciłem jego uczuć. Odpowiedziałem.
Następne Boże Narodzenie, uwierz lub nie, bądź tutaj, zanim to poznamy. Nasi członkowie rodziny nadal będą daleko i nawet jeśli nie wiem, jakie będą nasze plany i gdzie będziemy świętować, wiem, że jeszcze raz spróbujemy swoich sił w Santa. Jeśli mój syn będzie płakał tak, jak to zrobił w tym roku, podniosę go i tak będzie. Jeśli fotografowi uda się zrobić zdjęcie na czas, jeszcze raz wyślemy je rodzinie i przyjaciołom, bez względu na to, czy się uśmiecha, czy nie. Damy im jeszcze jeden element pamięci, którego nie chcieli udostępnić.
I będziemy z tym w porządku.
Sprawdź nową serię filmów "Z łożyskiem" , w której nie zgadzają się rodzice z różnych stron danej sprawy, zasiadają z mediatorem i rozmawiają o tym, jak wspierać (i nie osądzać) perspektywy rodzicielskie nawzajem. Nowe odcinki w poniedziałki w powietrzu na Facebooku.