Mój lekarz zmusił mnie do porodu, zanim byłam gotowa
Jak wiele innych kobiet spodziewających się dziecka po raz pierwszy, bardzo chciałem, aby mój syn przyszedł w ciągu ostatnich kilku tygodni ciąży. Nieustannie zastanawiałem się, czy byłem w pracy, za każdym razem, gdy spadłby skurcz. Nie wiedziałem, czy moje skurcze Braxtona Hicksa były znakiem, że dziecko jest w drodze, czy tylko ostrzega przed tym, co miało nadejść. Martwiłem się, że nie będę wiedział, kiedy nadejdzie czas, chociaż żyłem zaledwie kilka minut od szpitala. Martwiłem się nawet, czy będę miał dość czasu, aby dostać się z domu do szpitala, zanim nadejdzie dziecko. Prawdę mówiąc, znudziłam się ciążą i byłam gotowa na spotkanie z moim dzieckiem. A na przełomie 38 tygodni ciąży przekonałem się, że rzeczywiście jestem w ciąży i że mój mąż zabrał mnie do szpitala.
Nie wiedziałem wtedy, że nie byłem nawet w stanie porodu. Moje ciało zbliżało się do porodu i porodu, owszem, ale nie było nic o moim dziecku ani moim ciele, które sygnalizowało, że mój syn był gotowy do przyjazdu tego dnia - a nawet w nadchodzących dniach. Czas i dar dwóch innych udanych porodów pokazał mi tak wyraźnie, że zostałem zmuszony do porodu przez moich lekarzy.
Moje skurcze były regularne, choć nie silne przez wiele godzin. To wzór, który znam teraz dobrze po troje dzieciach. Byłem we wczesnej fazie porodu, miejscu, w którym moje ciało lubi obozować przez kilka tygodni poprzedzających narodziny. Kiedy dotarłem do szpitala, miałem cztery centymetry rozszerzone, co znowu jest miejscem, które teraz znam całkiem dobrze. W ostatnich dwóch ciążach przebywałem tam od jednego do dwóch tygodni, zanim osiągnąłem pełne sześć centymetrów (i to, co nazywa się aktywną pracą). Większość kobiet nie ma tak długich wczesnych zajęć, ale wciąż jest dość powszechną odmianą normalności. Personel szpitalny powinien był spojrzeć na mnie z niepokojem i podekscytowaniem, ale nie wijąc się z bólu i odesłał mnie do domu.
Ale tak się nie stało.
Po znalezieniu mnie na wysokości czterech centymetrów, personel medyczny w szpitalu, w którym miałem urodzić, postanowił zatrzymać mnie na dodatkową godzinę na monitorowanie. W tym czasie myślałem, że to standardowa procedura. Może mógłbym szybko się rozwijać? Może dziecko było w drodze? Ufałem, że wiedzą o czymś, czego prawdopodobnie nie robiłem i nie miałem powodu, by myśleć inaczej. Pozwalają mi chodzić, aby zobaczyć, czy będę się rozwijać. Nie zrobiłem tego. Kiedy pielęgniarka wróciła i sprawdziła mnie i powiedziała, że wciąż jest tylko cztery centymetry rozszerzone, oznajmiła, że chce drugiej opinii. Nie byłem do końca pewien, dlaczego - i z każdą sekundą wzrastał we mnie strach. Czy coś było nie tak? Czy coś się stało? Czy było OK? Czy byłeś dzieckiem? Przyszła kolejna pielęgniarka o zdecydowanie mniejszych dłoniach i zdecydowała, że jestem bliżej czterech i pół centymetra. Druga pielęgniarka ponownie sprawdziła mnie po raz trzeci i zdecydowała, że dokonałem niewielkiego postępu. Następnie, widząc krew na dłoniach (prawdopodobnie spowodowana kilkoma inwazyjnymi badaniami dylatacyjnymi w 15-minutowym oknie), powiedziała mi, że mam swój cholerny program i przyznaję.
Myślałem, że to znak, że mój syn jest w drodze, że jestem w czynnej pracy i że nie mam się czym martwić. Nie wiedziałem nic lepszego. Jak mógłbym?
Od tego momentu byłem na łasce personelu szpitala. Patrząc wstecz zastanawiam się, czy w ciągu następnych kilku godzin nikt nie zauważył, że popełnili wielki błąd. Zastanawiam się, czy ktoś czuł, że może nie powinien był mnie przyznać. Zastanawiałem się, czy zdali sobie sprawę, że nie jestem w ciąży. Nie mogę przestać myśleć, że ktoś musiał wiedzieć. Lekarze i pielęgniarki widziały, jak wiele kobiet jęczy, rozdzierając aktywną pracę, aby zdać sobie sprawę, że wciąż płynę wzdłuż wybrzeża. Żyłem pięć minut ze szpitala - punkt, który jasno wyjaśniłem przy każdej możliwej okazji. Mogłem pojechać do domu. Ale papierkowa robota już się skończyła.
Lekarz wezwał mnie w środku nocy i zapytał, czy nie chcę, żeby moja woda była zepsuta. Nie zrobiłem tego. Powiedział mi, że będzie czekał tylko do 5 rano, a potem będzie musiał się ruszać. To, co pierwotnie brzmiało jak pytanie, nagle stało się ultimatum: rób to teraz, bo sam będę musiał to zrobić później. Zajęło mi to zbyt długo i nie rozwijałem się. Czułam się prześladowana, że moja woda jest zepsuta, ponieważ o piątej nad ranem mój lekarz wrócił. Nic z mojej pracy nie poszło zgodnie z planem do tego momentu. Wszystko wydawało się błędne. Zdaję sobie sprawę, że mogłem mówić głośniej - sprawił, że moje frustracje stały się wyraźniejsze - ale nie miałem do dyspozycji podręcznika, który wskazywałby, w jaki sposób powinna iść poród. Co, jeśli to normalne? A co, jeśli coś było nie tak i zespół medyczny nie chciał mnie przestraszyć? Zaufałem im na ślepo. Moje życie, i mój syn, były w ich rękach, i chociaż miałem uczucie, że coś jest nie tak, stłumiłem to.
Po rozbiciu mojej wody dostałem Demerol za ból. Zamiast powiedzieć mi, że to był silny opiat, który spowolniłby moją pracę i sprawił, żebym się upiła, pielęgniarka powiedziała mi, że to było jak Tylenol w mojej IV.
Spędziłem następne 10 godzin w rozdzierającym bólu, gdy moje ciało walczyło tak mocno, jak tylko było to możliwe, aby moje dziecko było bezpieczne we mnie. Demerol i indukcja na siłę zasygnalizowały mojemu ciału, że nadszedł czas na dziecko, ale to jeszcze nie był czas. Moje dziecko nie było gotowe. Demerol zrobił wszystko zamglone i nie mogłem jasno myśleć. Z powodu gorącego bólu, personel dał mi znieczulenie zewnątrzoponowe. W tym momencie nie miałem już żadnej walki. Pamiętam strach, jak to się stało. Wszystko wrzeszczało we mnie, żeby się zatrzymało, ale nigdy nie słychać żadnego hałasu. Pamiętam, że powtarzałem, że coś jest nie tak. Pamiętam, jak rzucałem się we włosy
a potem wszystko zrobiło się czarne.
Prawie umarłem. Kiedy straciłem przytomność, moje tętno spadło, podobnie jak u dziecka. Nie jestem pewien, jak długo byłem nieobecny, ani jak blisko śmierci przyszedłem, ale kiedy obudziłem się na krótką chwilę, zanim znów się zemdlałem, zobaczyłem płaczącego męża i matkę. Widziałem strach w ich oczach, białe płaszcze lekarzy dookoła mnie, poczułem prawdziwy strach chwili. Kiedy moje oczy cofnęły się po raz drugi, poczułem pewność, że już nigdy ich nie otworzę.
Czekałem kilka miesięcy na spotkanie z moim synem. Wyobraziłem sobie życie, które będziemy razem. Uśmiechy, piosenki, zmiana pieluchy, wszystkie te pierwsze, których moglibyśmy doświadczyć razem jako rodzina. Zrobiłem wielkie plany dla naszej trójki - mojej partnerki, mnie i naszego dziecka - i z każdą mijającą chwilą czułem się pewny, że nigdy nie będę miał okazji zobaczyć ich zmaterializowania.
Na szczęście przeżyłem. I chociaż musieli mnie odciąć, by odkurzyć moje dziecko, a następnie wysłać go na intensywną terapię na żółtaczkę, ponieważ jego wątroba nie funkcjonowała jeszcze w pełni, przeżył. Tego dnia miałem szczęście. Nie ze względu na interwencje medyczne, które nas uratowały, ale dlatego, że dano mi drugie życie. Teraz, patrząc wstecz, czuję gniew i obrzydzenie i przytłaczający smutek z powodu tego, co mogło być. Mogłem mieć naturalne narodziny, których pragnąłem kilka dni lub kilka tygodni później, ale zostałem okradziony z tej szansy. Mogłem nie mieć ogromnych rachunków za dziecko, które nie było gotowe do życia poza macicą. Mogłem nie cierpieć na depresję poporodową w następstwie traumatycznego porodu. Jest tak wiele tego, co jeśli po prostu nie wiem.
Wiem tylko, że sprawy powinny wyglądać inaczej. Moje życie i życie mojego dziecka powinny być priorytetem. Nie byłem gotowy. Z pewnością ktoś powinien to zobaczyć. Powinienem wrócić do domu, zamiast zbliżać się do śmierci.